Cieszę się widząc na Zjeździe awangardę Rycerstwa, którą stanowią solidarnie trzy pokolenia: rycerze młodzi, rycerze w sile wieku oraz bogaci w doświadczenie „kombatanci”. Przychodzi mi na myśl tekst z Ewangelii według św. Mateusza: „Każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13,52). Takim ojcem naszej rodziny jest obecny Zjazd Rycerstwa Niepokalanej, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare. Na tej równowadze wyrasta królestwo niebieskie. Wyrasta nasza świętość. Powszednia jak chleb z „Ojcze nasz”. Prawdziwa i rycerska.

Św. Maksymilian był człowiekiem ideowym. Tego typu jednostki stanowią drożdże tego świata, zaczyn wielkich dzieł; są perłami na kamienistym gołoborzu cywilizacji. A perła – wiadomo – rzecz cenna i rzadka; nie można jej rzucać przed wieprze (Mt 7,6).

Rycerstwo Niepokalanej także ma swoją ideę. Jest nią walka o lepszy świat. Walka pod sztandarem Maryi Niepokalanej. Z Nią i dla Niej. Idea ta jest motorem, który ma ogromną moc; zdolna poruszyć miliony serc, by biły rytmem miłości Niepokalanej – do Boga i do ludzi. Jest nieustanną pracą nad sobą, cichą walką pomiędzy łatwym „chcę” i trudnym „wykonam” (Rz 7,18).

Rycerstwo z samej definicji ustanowione jest do walki, a nie do negocjacji. To po pierwsze. Po drugie, rycerze nigdy nie angażują się w potyczki. Rycerze to nie partyzanci. Jeśli już przybywają – to pod Grunwald, Lepanto, Wiedeń. Rycerze się nie potykają – rycerze walczą! Także rycerze Niepokalanej. Oczywiście, nie istnieje proste przełożenie walki zbrojnej na walkę duchową. Historia aż roi się od pokrętnych interpretacji w tym względzie. Ludzkie dzieje pełne są krzyży wyciętych mieczami. Nigdy nie brakowało i dziś nie brakuje rycerzy krzyżowych, bojowników Boga, choć nie koniecznie ich ryngrafy przypominały krzyże. A jeśli nawet, to miecz do krzyża, owszem, jest podobny, ale jest to zbieżność kształtu – nie idei. Miecz jest symbolem krzyża, ale nie jest jego formą. Symbol ten uczy, by dla krzyża dusze zdobywać, a nie zabijać ludzi!

„Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (por. Mt 28,19-20). I szli. Bez miecza i zbroi. Minęły ledwie trzy stulecia a nieuzbrojone Jezusowe wojsko zdobyło cały ówczesny świat. W każdym stuleciu powstawał prorok wiary, rozsyłał wici, zaciąg ogłaszał do niebieskiego hufca na ziemi. Jego rycerze szli do walki bez oręża, przepasani jedynie krzyżami. Na piaszczystych arenach dusz, na ruchomych piaskach ludzkich sądów, na bagnach sumień – siali ziarno Miłości i Prawdy. Zraszane krwią i modlitwą podłoże, wydawało swój plon. Złociły się dorodne kłosy męczenników, wyznawców i dziewic.

Szkody jednak czynił wiatr historii. Zdawało się Innocentemu, że gmach Kościoła w gruzach już legnie. I oto pojawił się człowiek w dziurawym habicie. Mój Boże! To worek był raczej niż suknia duchowna. Ale ten człowiek podparł bazylikę Laterańską. Brat mniejszy Franciszek. Święty Don Kichot z giermkiem z Bożej łaski bratem Jałowcem i grupką szaleńców – z dnia na dzień sprawili, że wszyscy stawali się lepsi wokół.

Lecz starodawny wąż nie dawał za wygraną. Kończyła się pierwsza wojna światowa. To, że pierwsza i światowa, to nie był powód do chwały ani zaszczyt dla historii. Kończyła się wojna i zaczynała rewolucja. Październikowa.

I wtedy właśnie, pomiędzy złym końcem i niedobrym początkiem XX-go wieku, zrodziła się idea MI. Pojawił się człowiek. Wielki. Największy. MAKSYMILIAN! Za Patronkę idei obrał Niewiastę, do której żadne zło nie miało dostępu od początku. Maryja Niepokalana była tą Kobietą.

Gdy w Zakopanem, w pewnym kurorcie, rozmawiał Maksymilian ze studentami, którzy chcieli tak jak on, żeby na świecie było lepiej, by na ziemi był raj – uśmiechnął się tylko. On jeden wiedział, on jeden znał sposób jak to zrobić. Przez Niepokalaną! Przez Niepokalaną można tego dokonać. To droga pewna i właściwa. Maryja pełna łaski i błogosławiona, czyli szczęśliwa. Szczęśliwa, jak nikt inny na tym świecie.

Szczęście to bardzo ludzkie uczucie. I przyjemne. Tak! Przyjemne. Przyjemność wcale nie jest grzechem. Wszak w niebie jest najprzyjemniej. Św. Maksymilian marzył, aby ludziom żyło się lepiej już na tym świecie, by już na ziemi przyzwyczajali się do szczęścia, którego ani serce człowieka ani rozum nie są w stanie przeczuć ni pojąć, które nie sposób opisać, przedstawić, namalować, wyrzeźbić, wyobrazić…

Maksymilian nie był jednak marzycielem. Stąpał twardo po ziemi. Był człowiekiem normalnym: dobrym, pięknym, świętym. Nie był egoistą. Podzielił się swoją wiedzą o szczęściu z całym światem. Założył Rycerstwo Niepokalanej. Cel Rycerstwa, cel rycerza – pisał – to uszczęśliwić ludzkość, szerząc w duszach spragnionych szczęścia i goniących za nim w każdej chwili życia, miłość ku Tej, która może i chce wprowadzić do serca pokój i błogie zadowolenie, jeszcze tu na ziemskim wygnaniu pośród otaczającego zamieszania, nacierających trosk i kłopotów, sięgającego aż do głębi serca – bólu.

Opowiadał pewien misjonarz, że jadąc kiedyś pociągiem odmawiał pacierze. W pewnym momencie wypadł mu z brewiarza obrazek z Matką Boską. Siedzący obok chłopiec podniósł go i przyglądając się z zaciekawieniem białej Kobiecie na zdjęciu, zapytał: Kto to jest? Misjonarz spojrzał na dziecko i odrzekł: To moja Matka. Chłopiec jeszcze raz popatrzył na obrazek, potem na białego człowieka, pokręcił głową: Ale ty wcale nie jesteś do Niej podobny…

Do kogo ja jestem podobny? Ja rycerz, rycerka? Kogo przypominają moje rysy? Czy potrafię sam sobie szczerze odpowiedzieć na te pytania? Czy też trzeba zawołać afrykańskiego chłopca z pociągu…?

Maryja jest Ideałem. Ten Ideał należy urzeczywistniać i realizować w samym sobie. To wystarczy. Walka o lepszy świat, to wielki bój o mnie. Polem „wojennych” działań jestem ja sam. Teatrem zdarzeń – moje życie. Na nic zda się głoszenie słowa. Na nic drukowanie gazet. Na nic audycje radiowe. Na nic telewizyjne spektakle. Na nic różańce, medaliki i znaczek w klapie MI – jeśli to wszystko będzie beze mnie. Jeśli codziennie, wciąż na nowo, nie zechcę zmagać się z tym moim „bratem bliźniakiem”, który na przekór postępuje nie tak, jak ja chcę (por. Rz 7,18-19), to znaczy – nie jestem rycerzem Niepokalanej, a Dyplomik w kieszeni to jedynie podrobiona Kenkarta. Z łatwością dowiedzie mi fałszerstwa każde dziecko.

To było tak niedawno. Niepokalanów zadziwiał Polskę i świat. „Z Rzymu pisze prezes MI Polak z Ameryki, że wszyscy tamtejsi klerycy należą do MI i od Nowego Roku 200 osób się zapisało – donosi w liście do swego brata o. Maksymilian – Proboszczowie też jeden po drugim wpisują się do MI i szerzą ją w parafiach” (POMK 75). Praca Niepokalanowa przynosiła owoce. Księża opowiadali o widocznym wzroście wiary i dobrych obyczajów. Formacja serc i postaw przebiegała żywiołowo. Społeczeństwo śmiało weszło na drabinę Jakubową. Każdy gwałtem wdzierał się do królestwa niebieskiego (Łk 16,16). Zdobywali je nierządnice i złodzieje (Mt 11,12; 21,31).

Po wojnie cisza. Ucichł zgiełk. Drabina samotnie wznosi do nieba ramiona. Pusto. Nie ma kolejki. Tylko patriarcha Jakub mocno śpi na kamieniu. Czyżby MI była tylko utopią Szaleńca Niepokalanej…? Po wojnie – w Polsce Rycerstwo liczyło dwa miliony członków. Tylu było rycerzy w roku 1957! Przez ponad pół wieku nie przybył ani jeden. Wciąż statystyki mówią o tej samej liczbie. Jednak nie o wielkość liczb chodzi. Ilość, jak wiadomo, nie przechodzi w jakość. Przeciwnie, często tę jakość psuje. Zapewne nie odnosi się to do MI. Z Rycerstwem mamy inny problem. Rycerz Niepokalanej stał się wielkim nieobecnym w naszym kraju. Nie zasiada za uniwersytecką katedrą, nie uczy w szkole średniej ani podstawowej. Żaden nie przybywa do Sztokholmu po nagrodę Nobla. Nie jest także artystą, rzeźbiarzem, malarzem. Nie występuje w teatrze jako aktor. Nie stoi z batutą przed orkiestrą. Nie oklaskują go na sportowych arenach.

A przecież miało być inaczej. Św. Maksymilian chciał poobsadzać rycerzami wszystkie urzędy i stanowiska: fotele prezesów banków, szefów koncernów przemysłowych i sieci handlowych. Pragnął dać im teki ministrów. Chciał, aby rycerze zajęli wszystkie etaty: w szpitalach, kopalniach i hutach, stoczniach i fabrykach, w supermarketach. Chciał ich widzieć w salach koncertowych, na wernisażach, w aulach i na stadionach.

„Nasi M[ilites] I[mmaculatae] niech się staną na każdym polu pionierami i wodzami – pisał w innym liście – Słowem, niech Milicja przesiąknie wszystko i w duchu zdrowym uleczy, wzmocni i rozwinie dla większej chwały Bożej przez Niepokalaną i dla dobra ludzkości” (POMK 76). Tymczasem rycerze wmieszali się w tłum. Są nie do odróżnienia od innych. Udają wszystkich. Są według normy. Globalni. Jednakowi. Cywile… Nie widać w Polsce rycerzy Niepokalanej. Potężna husaria kryje się gdzieś w Lasku pod Niepokalanowem. Czyżby czekała na poselstwo z wrogiego obozu – z dwoma nagimi mieczami prawdy? Kiedyż wreszcie usłyszy kraj nasz potężne – Bogurodzica…!!?

Gdzieś się zapodział ideał MI i wola walki. Do istoty Rycerstwa Niepokalanej nie należą zjazdy, konferencje, projekty, statuty, struktury – nawet Jerycha modlitewne, jeśli są tylko okazjonalną, doroczną uroczystością, rodzajem jarmarku albo odpustu. To tylko formy. Na nic się zdadzą owe formy, jeśli nie zostaną wypełnione treścią życia. Będą być może pięknymi, ale pustymi ramami obrazu, którego nie sposób się domyśleć. Św. Maksymilian bardzo trafnie zauważył: „Co do programu działalności, to dotychczasowe doświadczenie mnie pouczyło, by nie ścieśniać się zbytnio w regułach i regułkach, ale dać więcej naturalnego polotu planom i zamiarom” (tamże).

Rycerstwo Niepokalanej to nie historia. MI – to praca u podstaw naszego – mojego – chrześcijaństwa tu i teraz. To praca zbrojna. Służ jako dobry żołnierz! (2Tm 3,2). Nie ulegaj bałamutnym ideom pacyfizmu, wszak Chrystus powiedział: „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz”! (Mt 10,34). Ale bez obaw, w tej walce nie będziemy nikogo zabijać. Przeciwnie, wywalczymy dla siebie udane życie.

Pewien człowiek zapytał Mistrza, co według niego stanowi sekret udanego życia. Mistrz odparł: Codziennie uszczęśliw jednego człowieka, nawet gdybyś ty miał być tym człowiekiem – zwłaszcza, gdy ty jesteś tym człowiekiem (Por. Anthony de Mello, Minuta nonsensu, Kraków 1998, s. 302). Święty Maksymilian uczy, że świat można uszczęśliwić uszczęśliwiając tylko jedną osobę – siebie! Szczęście jest zaraźliwe. Wszyscy zarażą się nim ode mnie! Ale najpierw, to ja mam się zarazić od Maryi.

W zeszłym roku był czas na świętowanie. Obchodziliśmy wielkie Jubileusze, braliśmy udział w podniosłych uroczystościach. Nadszedł czas na działanie. Zjazd ten niech będzie naszym – moim – rachunkiem sumienia. Niech będzie refleksją nad samym sobą, nad moją rycerskością codzienną. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, kiedy wyjdziemy w pole? Kiedy będziemy gotowi do walki?

Pewnego dnia Mistrz powiedział: Nie będziecie gotowi do „walki” ze złem, z grzechem, dopóki nie będziecie w stanie ujrzeć dobra, jakie ono przynosi (Tamże, 308). Może tutaj należy szukać odpowiedzi na pytanie o źródło inercji Rycerstwa? Tak naprawdę nie wierzymy, że można zmienić świat. I to jest prawda. Nikt z nas nie zmieni świata! Jednak każdy z nas może zmienić siebie. Może wypowiedzieć wojnę „bratu bliźniakowi”.

Owszem, walka z samym sobą nie jest łatwa, ale od wyniku tej walki zależą losy świata. Świata nie trzeba nawracać. Wystarczy nawrócić siebie. To JA mam być coraz bardziej Niepokalanej. To JA mam coraz więcej Jej się oddawać, do Niej się upodabniać, Nią żyć, Nią promieniować; by otoczenie moje oświecać, coraz goręcej zagrzewać i zapalać miłością ku Niej; aby także inni coraz więcej do mnie się upodabniali, jak ja do Niej… I tak przeze mnie coraz więcej stawali się Jej, by i oni promieniowali coraz więcej, jak ja… I aby oni oświecali, i zapalali coraz to innych i innych… cały świat! (Wg tekstu: mps powiel. EN 30 IV 1938). Rycerstwa nie można sprowadzać jedynie do maryjnej pobożności. MI nakłada na nas obowiązek wprowadzania globalnej wizji ludzkiego losu w aspekcie maryjnym. Celem MI jest ukazywać na przykładzie własnego życia roli i posłannictwa Maryi w Kościele i świecie, jako wzoru rozwiązywania egzystencjalnych problemów współczesnego człowieka, jako wzoru miłości człowieka do Boga i ludzi.

A co do świata i ludzi, to nawet ci źli są sprawcami nieocenionej przysługi, jaką nam – i być może sobie – bezwiednie wyświadczają. Na koniec przytoczę modlitwę, której tekst znaleziono w obozie koncentracyjnym Ravensbrück, zapisany na kawałku papierowego opakowania:

„Panie, pamiętaj nie tylko o dobrych ludziach, ale także o tych wszystkich ze złą wolą. Nie pamiętaj jedynie cierpienia, jakiemu nas poddali. Pamiętaj o owocach, jakie przynosimy dzięki temu cierpieniu: naszej braterskiej przyjaźni, naszej lojalności, pokorze, odwadze i hojności, o wielkości serca, które to cierpienie przyniosło. I kiedy staną przed Tobą na sądzie, niech te wszystkie owoce, które przynieśliśmy, stanowią ich nagrodę i przebaczenie” (Por. tamże). Amen.

 O. Stanisław M. Piętka OFMConv, Asystent Narodowy MI
Zgromadzenie Narodowe, Niepokalanów, 8 XI 2008 r.