Spis treści

O. Maksymilian w obozie Auschwitz

Kiedy o. Maksymilian powrócił z Japonii, zamieszkał w Niepokalanowie. Niebawem jednak 1 września 1939 roku wybuchła druga wojna światowa. O. Maksymilian nie przestawał odważnie głosić Ewangelii, a to nie podobało się hitlerowcom. W lutym 1941 roku do Niepokalanowa wtargnęło gestapo i aresztowało o. Kolbego. Najpierw przebywał w więzieniu na Pawiaku w Warszawie, a następnie został przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie nieustannie modlił się do Niepokalanej i siał miłość i nadzieję. Po ucieczce jednego więźnia 10 mężczyzn miało być skazanych na śmierć głodową. Wśród wybranej dziesiątki był Franciszek Gajowniczek. O. Maksymilian zgłosił się, by pójść za niego na śmierć. Tak też się stało. Do końca wytrwał w wierze. Zakończył życie 14 sierpnia 1941 roku dobity zastrzykiem z trucizną.

Kochani Mali Rycerze!

Na początek proponujemy zagrać w skojarzenia. Słowo wyjściowe: „listopad”. I co nam przychodzi do głowy? Jesień, święci, cmentarz, znicze, Niepodległość, deszcz, chlapa, ciepłe kapcie i herbata w ręce… Tak, to miesiąc, w którym aura zewnętrzna sprzyja zadumie nad naszą drogą do Nieba, słyszymy podszept Świętych, których uroczystość „otwiera” ten miesiąc.

W listopadowym „Rycerzyku” znajdziecie wyraźną podpowiedz, co powinniśmy robić, by kiedyś spotkać się ze Świętymi w Niebie. Otóż… być miłosiernym! Oddajmy więc głos Jankowi, Miriam, Krzysiowi i innym gościom MRN, którzy wyjaśnią nam, co to dokładnie znaczy.

autor: Melisek
tytuł: Miłość nie potrzebuje rozgłosu

Kochana Babciu!

Babciu, Babciu, coś Ci dam, znów odkrycie nowe mam!

Zastanawiasz się pewnie, cóż to za dziwny początek mojego maila. Możesz być spokojna, to nie gorączka. Ostatnio, co prawda, życie biegnie mi jeszcze szybciej niż dotychczas, ale póki co, zdrowie mi dopisuje. Zacząłem się tylko zastanawiać, czy nie jesteś już znudzona tymi moimi wszystkimi odkryciami. Zawsze, co prawda, piszesz, że z niecierpliwością czekasz na nowe wieści, ale… hmmm… czy Ciebie od nich czasem głowa nie boli? Mam nadzieję, że nie, bo już wkrótce wracamy i wtedy jeszcze więcej będę mógł Wam opowiedzieć.

Dzisiejsze odkrycie jest jednak naprawdę bardzo, bardzo ważne. Chodzi bowiem o miłosierdzie, a miłosierdzie to przecież nie coś małego, prawda? Ale… zacznijmy od początku. Tylko. gdzie ten początek? Ach tak! Już wiem! Wyjazd tuż… tuż. Postanowiliśmy więc z Maksem pójść wieczorem jeszcze raz na poletko brata Augustyna i sprawdzić, czy owo, wymyślone przez Maksa, nawadnianie, dobrze się sprawuje. Po krótkim obchodzie okazało się, że wszystko działa jak najbardziej poprawnie.

Ciąg dalszy w MRN

To oznacza, żeby być dobrym i dużo się modlić za tych, którzy nie są dobrzy, aby ich serce się przemieniło, to znaczy zrobiło się czerwone, gorące miłością, a nie czarne, czyli złe i smutne.

Józio Grabowski z Torunia

Ciąg dalszy w MRN

autor: Miriam i Janek
tytuł: Mama = Zwycięstwo

Maryja!

Kiedyś usłyszeliśmy ciekawą historię o żołnierzach wracających z bitwy. Bardzo spodobał się \  nam sens tego opowiadania i pomyśleliśmy, że warto go Wam przekazać.

Otóż chodziło o to, że po skończonej bitwie powrócili do obozowiska dwaj żołnierze, jeden bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, a drugi bardzo poraniony i posiniaczony. Jak myślicie, który z żołnierzy był bardziej doceniony przez dowódcę pułku? Ten, co wyszedł zwycięsko z bitwy i nie odniósł żadnej rany, czy ten, co również zwyciężył, ale był bardziej poszkodowany? No w tym opowiadaniu pułkownik docenił zasługi tego drugiego, bo wiedział, że stał on w najbardziej niebezpiecznym miejscu, ale wytrwale walczył i pokonał wroga, pomimo że nie było to łatwe.

My – rycerze Niepokalanej – też wystawieni jesteśmy na nieustanną walkę z najgroźniejszym wrogiem całego wszechświata -szatanem. On niestrudzenie czeka na nasze potknięcia, by nas doprowadzić do przegranej, do braku wiary we własną wartość. Chce nam zabrać nadzieję i doprowadzić do rozpaczy.

No, ale musimy pamiętać, żeby nie wyruszać do bitwy bez Niepokalanej, Tej, która przecież miażdży głowę węża. To Maryja jest jego największą pogromczynią i z Nią wygrana zawsze jest

gwarantowana! Czasem wystarczy tylko jedno „Zdrowaś”, a czasem trzeba chwycić za modlitwę różańcową, by odeszły od nas pokusy i zasadzki złego. Ważne jest, byśmy się nie poddawali, byśmy wytrwale toczyli bój, nawet wtedy, gdy nic nam nie wychodzi i już sił nie mamy.

Jesteśmy dziećmi Niepokalanej. Ona zawsze przyjdzie nam z pomocą. Ona zawsze zwycięża, nawet wtedy, gdy wszystko idzie nie tak. Z każdej porażki wyciągnie dobro, dlatego i my zło dobrem zwyciężajmy!!!

Pozdrawiamy Was.

autor: o. Rafał M. Antoszczuk, franciszkanin
tytuł: Św. Wincenty

W lipcową niedzielę chłopcy wraz z Jankiem zatrzymali się w kościele franciszkanów w Przemyślu. Wzięli udział w niezwykłej procesji, w której niesione były ulicami miasta relikwie patrona Przemyśla – św. Wincentego, męczennika rzymskiego. Po zakończonej procesji podziwiali obraz św. Wincentego oraz fresk namalowany w kościele, który przedstawia cud, jaki się wydarzył za wstawiennictwem tego Świętego.

— Janku, czy ty wiesz, co takiego się wydarzyło, że akurat ten Święty jest patronem Przemyśla? – pytali niecierpliwie chłopcy.

— Tak, wiem – odpowiedział z zadowoleniem Janek. Chłopcy, oglądając obraz św. Wincentego, poprosili, aby Janek opowiedział im tę historię. W trójkę podeszli do ściany, gdzie widniał fresk, na którym ukazany był cud, jaki wydarzył się w mieście w XVII wieku.

— Jejku! – krzyknęli chłopcy – Co tu się dzieje? Widząc ich reakcję, Janek rozpoczął swoją opowieść.

— W roku 1657 na Przemyśl najechały złowrogie wojska księcia Grzegorza II Rakoczego. Zniszczyli oni klasztor sióstr benedyktynek, mordując siostry i paląc klasztor ojców reformatów. Kiedy mieszkańcy miasta widzieli, że nie ma już dla nich ratunku, wraz z ojcami franciszkanami zorganizowali procesję z relikwiami św. Wincentego, męczennika rzymskiego, do bram miasta. Gorliwa modlitwa mieszkańców i szczególne wstawiennictwo Świętego sprawiły, że wojska nieprzyjaciela uciekły, odstępując od niszczenia miasta. Od tego czasu Przemyślanie uznali Męczennika za patrona miasta i każdego roku, w ostatnią niedzielę sierpnia, obchodzą „Wincentiadę”, czyli święto patrona miasta. Podczas tego świętowania ulicami miasta idzie procesja z relikwiami Męczennika, na zakończenie której udzielane jest całemu miastu błogosławieństwo relikwiami Patrona. Właśnie to wydarzenie jest przedstawione na tym fresku.

— Rzeczywiście, masz rację, Janku – krzyknął Damian.

— Widać tu całe miasto, a w bramie miejskiej, franciszkanów z trumienką, w której są relikwie św. Wincentego – zauważył Filip.

— A czy w ogóle coś wiadomo o tym św. Wincentym, kim był, gdzie mieszkał? zapytał Damian.

— Ależ oczywiście – odpowiedział Janek. – Żył w połowie II wieku i mieszkał w Rzymie na przedmieściu rzeźniczym. Razem z Euzebiuszem, Peregrynem i Potencjanem sprzedali swój majątek i głosili Ewangelię, dzięki czemu nawrócił się jeden z senatorów rzymskich – Juliusz. Za przyjęcie chrztu Juliusz został skazany na śmierć, a jego ciało porzucono na ulicach Rzymu. Wincenty wraz z towarzyszami pochowali ciało senatora, po czym oskarżono ich o zniewagę bożków rzymskich i cesarza.

Ciąg dalszy w MRN

opracowała: Anna Wojszko
tytuł: Rozmodlony chłopiec

Kochane dzieci, w ostatnim numerze pisałam Wam o tym, jak nasz przyjaciel Franek poważnie traktował Mszę świętą. Chłopiec pokazuje nam swoim postępowaniem, abyśmy na Eucharystii zawsze byli uważni. Dziś opowiem Wam o radości, jaką chłopiec czerpał z modlitwy.

Franuś bardzo lubił się modlić. W odróżnieniu od innych dzieci nigdy się nie niecierpliwił w Kościele, a wręcz przeciwnie – zawsze z pośpiechem i wielką radością kierował swoje kroki do świątyni. Rodzice Franka wielokrotnie byli świadkami ciekawych rozmów Franka i jego siostry na temat modlitwy:

— Zilli, zanim pójdziesz spać, odmów swoją wieczorną modlitwę – przypominał siostrze Franek.

— Ale Franusiu, ja jestem tak bardzo zmęczona, chcę już się położyć.

— Zilli, pomódl się, Panu Jezusowi będzie przykro, jeśli nie porozmawiasz z Nim na dobranoc.

— Masz rację, Franku, pomodlę się – powiedziała zasmucona Zilli.

Franek tak doceniał modlitwę, że nie bał się zwrócić uwagi, ale czynił to zawsze w taki sposób, aby nikogo nie skrzywdzić, był miły i dobry.

O jego wielkim zamiłowaniu do modlitwy świadczy jeszcze jedna sytuacja. Pewnego razu w Litomierzycach odbywało się 40-godzinne nabożeństwo, podczas którego wystawiany był Najświętszy Sakrament. Mama Franka wybrała się wraz z dziećmi do kościoła. Po jakimś czasie zaczęło jej mocno doskwierać przeszywające zimno, chciała więc wrócić z dziećmi do domu.

Gdy już wracali, po drodze minęli kolejny kościółek. Franek wtedy rzekł do mamy: — Mamusiu, wejdźmy także tu do środka, chcę jeszcze raz pójść do Pana Jezusa. Mama początkowo nie chciała się zgodzić, ale gdy Franek zapewnił, że będzie grzeczny, uległa. Chłopiec był oczywiście cichutko – siedział jak myszka pod miotłą i nie narzekał na panujące w kościele zimno.

Ciąg dalszy w MRN

autor: s. Brygida M., franciszkanka MI
tytuł: Zapowiedź cudu

Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie uwierzyłby, że w Cova da Iria będą się gromadzić na modlitwie rzesze wiernych. We wrześniu – jak zawsze 13. dnia miesiąca – na spotkanie z Matką Pana przybyło prawie trzydzieści tysięcy osób! Łucja, Franciszek i Hiacynta musieli się przeciskać przez tłum. Niektórzy ludzie na widok małych wizjonerów padali na kolana, błagając, by przedstawić Najświętszej Panience ich prośby. Inni z daleka wołali, by Maryja okazała litość nad chorymi, by przywróciła wzrok dziecku, przemieniła serca grzeszników… Zdezorientowane dzieci nie były w stanie zapamiętać wszystkich „życzeń”. Kiedy wreszcie dotarły do skalnego dębu, rozpoczęły modlitwę różańcową, w którą włączył się cały lud. Po chwili wszyscy ujrzeli jasny obłok osłaniający dzieci. W tym samym momencie z nieba spadały śnieżnobiałe kwiaty, rozpływające się w powietrzu, jeszcze zanim dotknęły ziemi, a Piękna Pani przemówiła do trójki o pastuszków. Zapewniła, że Bogu podobają się ich ofiary składane za nawrócenie dusz, ale ciągle trzeba odmawiać Różaniec, a wtedy zakończy się straszna wojna.

Ciąg dalszy w MRN

Maryja!

Po rycersku zaczynamy nowy miesiąc – dlaczego? Bo każdy rycerz Maryi walczy o dobro dla duszy swojej i drugiego człowieka. W listopadzie mamy szczególną okazję do pomocy duszom czyśćcowym. Matka Boża zachęca nas, abyśmy nie wypuszczali różańca z rąk, śląc im na pomoc swe „Zdrowaśki”.

Ciąg dalszy w MRN

autor: ks. Jacek Pędziwiatr
tytuł: Lek na tęsknotę

Cudowny Medalik jest po to, żebyśmy sobie na niego popatrzyli, kiedy zaczynamy tęsknić za Matką Bożą. Są takie chwile, kiedy człowiekowi jest smutno, coś się nie udaje, coś boli. Wtedy Medalik jest dla nas tak cenny, jak pocałunek kochającej Mamy.

Ciąg dalszy w MRN

S. Maria Kolbe Kwiatkowska ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej była wieloletnią redaktor naczelną „Małego Rycerzyka Niepokalanej”, którego wydanie, po prawie 60-letniej przerwie, zostało wznowione w 1995 roku. Dzisiaj już cieszy się obecnością Matki Bożej – 15 maja 2017 roku przekroczyła bramę nieba.

Oto świadectwo, którym dzieli się jedna z sióstr:

Maria Kolbe przez 16 lat doświadczona była krzyżem choroby. Po raz pierwszy zetknęłam się z siostrą w nowicjacie, już wtedy odczułam, że jest ona wielkim darem dla naszego Zgromadzenia, a jej cierpienie wyprasza każdej z nas ogromne łaski. Po złożeniu ślubów mogłam służyć siostrze przez 5 lat, aż do dnia jej śmierci. Jestem wdzięczna Panu Bogu za ten wspólny czas i dobro, którym ubogacił mnie przez świadectwo s. Marii. To była osoba całkowicie oddana Niepokalanej, będąc przy niej, czuło się bliskość Pana Boga.

s. Gemma Maria Anioł, franciszkanka MI

Modlitwa s. Marii Kolbe

Panie Boże, dziękuję Ci za wszystkie cierpienia i proszę Cię, mój Panie, abyś je stokrotnie pomnożył, jeżeli takie jest Twoje upodobanie. Tego najbardziej pragnę, abyś nie oszczędzał mnie, gdy mnie nawiedzasz cierpieniem, ponieważ wypełnienie Twojej Woli jest dla mnie największą radością.

autor: Rodzina Kruków
tytuł: Wieniec adwentowy

Jak co roku, pod koniec listopada, nasza rodzina wykonuje wieniec adwentowy. Tym razem postanowiliśmy wykorzystać różne rodzaje gałązek. Oprócz gałązek wieniec ma jeszcze cztery świece – trzy fioletowe i jedną różową. Świece symbolizują cztery niedziele Adwentu. Różowa świeca oznacza trzecią niedzielę, zwaną niedzielą radości, radości z tego, że jest już coraz bliżej do Narodzin Pana Jezusa.

Ciąg dalszy w MRN

autor: Bartosz Lis
tytuł: Chciałem być jednym z nich

Nazywam się Bartosz Lis. Pochodzę z Warszawy, z najbardziej zielonej dzielnicy w stołecznym mieście – warszawskiego Wawra. Dzisiaj mieszkają tam już tylko moi rodzice. Natomiast ja wraz z żoną i córeczką, małą Zuzią, mieszkam w innej dzielnicy. Od 2007 roku pełnię służbę w Batalionie Reprezentacyjnym Wojska Polskiego.

Jakimi cechami odznacza się prawdziwy żołnierz?

Żołnierz powinien odznaczać się patriotyzmem, szanować barwy narodowe oraz Hymn państwowy. Być uczciwym i odpowiedzialnym, szczerym i sprawiedliwym. Te wszystkie cechy są niezbędne, aby być wzorem do naśladowania.

Ciąg dalszy w MRN

autor: Małgorzata Nawrocka
tytuł: Moda na horrory

— Ile słoików! Czy pan Profesor przez trzy dni, kiedy mnie nie było, jadł wyłącznie dżemy?

— O, nie, Michałku! Zrobiłby się ze mnie wtedy profesor doktor kandyzowany!

— Hi, hi… Czyli taki super słodki profesor?

— Tak! Ale skoro już przyszedłeś, z czego nadzwyczajnie się cieszę, czy zechciałbyś, chłopcze, wynieść je wszystkie do piwnicy?

— Do piwnicy?

— No, byłeś tam nie raz… Trzecie drzwi w prawo od schodów.

Do piwnicy. Do piwnicy.

— Ale w piwnicy, panie Profesorze, światło wysiadło. Pamięta pan? Miesiąc temu! Jak znosiliśmy karton starych czasopism.

— Miesiąc temu? Już pan Maciejewski wymienił żarówkę. To porządny dozorca.

— Może wymienił, a może nie? Jak ciemno to jeszcze ze schodów spadnę i wszystko potłukę!

— Naprawione. Byłem tam przedwczoraj.

— Aaaaa. To może obaj pójdziemy? Ciężkie pewnie, chyba sam nie dam rady.

— Michałku, spójrz mi w oczy! Dlaczego nie chcesz iść do piwnicy? Boisz się myszy, co?

— Tak, właśnie! Boję się myszy, panie Profesorze!

— Całe szczęście w naszej piwnicy nie ma myszy!

— Nie ma? Do czasu, panie Profesorze! Z myszami nigdy nie wiadomo. Zawsze mogą się wprowadzić!

— Michaś, dziecko… Rozmawiaj ze mną szczerze. Czego ty się naprawdę boisz?

— Ciemności.

— A od kiedy? Bo jeszcze niedawno zupełnie się nie bałeś. Ani piwnicy, ani ciemności. Ani mówić prawdę.

— Bo ja. bo ja, panie Profesorze oglądałem przedwczoraj taki film. Taki film z upiorami.

— Z upiorami? A jak one wyglądały konkretnie?

— Wolałby pan nie wiedzieć.

— Jednak będę odważny i spytam. No jak wyglądały, Michałku?

— Okropnie. Były wilkołaki i wampiry. Walczyły ze sobą i jeszcze z grobu nocą wstawali.

— Dosyć, Michałku!

— Mówiłem, że pan Profesor wolałby nie wiedzieć.

— Ależ właśnie wolałbym wiedzieć! Wiedzieć na pewno, że ty nigdy w życiu nie będziesz już oglądał takich głupot! Co cię skusiło, chłopcze?

Ciąg dalszy w MRN

autor: o. Tadeusz Kasperczyk, jezuita
tytuł: Madagaskar

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… Bardzo daleko stąd jest piękna wyspa, którą dzieci doskonale znają z filmów – to pachnący wanilią Madagaskar. Pracuje tam polski misjonarz Tadeusz Kasperczyk – jezuita.

O. Tadeusz organizuje Centrum Formacji Zawodowej, gdzie młodzi ludzie mogą nauczyć się praktycznej wiedzy z zakresu uprawy roli oraz hodowli zwierząt. To bardzo ważne, żeby dobrze wykształceni rolnicy mogli w trudnym klimacie (raz upały, raz ulewy) otrzymywać obfite plony i tym samym zapewniać swoim rodzinom dostatnie życie. Na Madagaskarze jest bowiem dużo biedy, która wynika z tego, że ludzie są niewykształceni. Brak wykształcenia wynika z dużych trudności, na jakie napotykają dzieci, które chcą się uczyć. Po pierwsze nauka jest płatna, dlatego rodzice pozwalają uczyć się tylko jednemu z dzieci. A kiedy umie już czytać, pisać i liczyć, musi przerwać edukację i zacząć pomagać w gospodarstwie, aby zarobić na naukę brata. Po drugie bardzo często droga do szkoły to kilka kilometrów w jedną stronę. Najgorzej jest w porze deszczowej, gdy drogi zamieniają się w potoki. Są jednak zdolni i zdeterminowani uczniowie, którzy mimo tych trudności kończą szkołę podstawową, średnią, a nawet studia – często dzięki pomocy misjonarzy i ofiarnych przyjaciół misji.

Ciąg dalszy w MRN

autor: Janusz Jaraźny
tytuł: Pas Planetoid

Zastanawiające! Przecież dokładnie w tym miejscu, do którego właśnie dotarliśmy, powinna być planeta. A tymczasem… naszym oczom ukazał się niecodzienny widok. Krajobraz zupełnego zniszczenia. Wielkie gruzowisko skalne. Myślę więc, że powinniśmy zachować ostrożność, ponieważ to miejsce wydaje się szczególnie niebezpieczne. Lecz odwagi, Przyjaciele…

Planetoida nazywana inaczej asteroidą to skała H o małych rozmiarach. Posiada powierzchnię skalną, na  ‘ której śmiało można stanąć, lub lodową, na której kro-B^BJ ki należy stawiać raczej ostrożnie… Ma nieregularny kształt i liczne ślady uderzeń. Każda porusza się z zawrotną prędkością i w ciągu godziny pokonuje odległość 100 tysięcy kilometrów. W całym Układzie Słonecznym są ich miliony. Razem tworzą ogromny pierścień zwany Pasem Planetoid.

Ciąg dalszy w MRN

autor: o. Piotr M. Kleszcz, franciszkanin
tytuł: Mały Chór Wielkich Serc

W tym roku mija dwadzieścia lat od powstania Małego Chóru Wielkich Serc. Jest to bogata historia wielu dzieci: dziewcząt, chłopców oraz ich rodziców, którzy w tym zespole znaleźli swoje miejsce na ziemi, aby się, rozwijać.

Większość absolwentów Małego Chóru Wielkich Serc to już w tej chwili ludzie dorośli. Gdziekolwiek ich spotykam, to słyszę wzdychanie i tęsknotę do tamtego czasu. Zostały wspomnienia, nagrania studyjne i koncertowe oraz mnóstwo zdjęć.

Kilka lat temu przyprowadziłem na próbę chórku dorosłą już dziewczynę, która powiedziała do obecnych chórzystów i chórzystek: „Słuchajcie, dzieciaki, nawet nie wiecie, jak Wam bardzo zazdroszczę tego, że jesteście na początku tej drogi, którą ja przeszłam jako dziecko, a dziś z sentymentem ją wspominam”.

Ciąg dalszy w MRN

autor: s. Hildegarda M., franciszkanka MI
tytuł: Niepokalana jest miłosierna!

Kegarenaki Seibowa Itukushimifukai desu!

Ciąg dalszy w MRN